Drzemiące w nas ubiegłoroczne emocje po udanym debiucie na Dębowej sprawiły, że zapragnęliśmy wrócić tam z powrotem. Tym razem z Dawidem i Tomaszem postawiliśmy na męski weekend.
W czwartek wieczorem zrobiliśmy kulki i spakowaliśmy swoje graty na przyczepę. Następnego dnia spotkaliśmy się już o 6 rano, zapieliśmy przyczepę i w drogę!
W Kędzierzynie-Koźlu byliśmy przed 10:00. Opłaciliśmy tam karty wędkarskie, a po drodze na łowisko kupiliśmy prowiant... W końcu jesteśmy! Założona przez nas miejscówka jest wolna, więc zaczęliśmy pchać tam nasz dobytek...
Lokalizację mieliśmy świetną. Widziałem ja w ubiegłym roku i bardzo mi się spodobała.
Przed wyjazdem sprawdziłem planowane obszary łowiska na mapie satelitarnej. Ze względu na czystą wodę w zbiorniku dokładnie było widać gdzie są płytsze miejsca. Zmierzyłem odległości od brzegu i zrobiłem zdjęcia telefonem. Pomogło nam to przyspieszyć sondowanie i znaleźć pożądane ukształtowanie dna. Kiedy już markery znalazły się w wodzie, mogliśmy uzbroić wędziska. Na zestawy założyliśmy pojedyncze kulki, do tego kiełbaskę PVA z pelletem i kruszonymi kulkami. Dodatkowo miejsce umiarkowanie obsypane zostało drobnym pelletem.
Do pełni szczęścia brakowało nam już tylko biwaku, z którym poradziliśmy sobie dosyć sprawnie. Teraz możemy wypoczywać i czekać na brania!
Przez całe popołudnie do wieczora nic się nie działo. Tego dnia byliśmy mocno zmęczeni po podróży, więc wcześnie położyliśmy się spać. W nocy o 2:30 ze snu wyrwał mnie dźwięk centralki Tomasza z jego namiotu. Założyłem buty, włączyłem czołówkę i pędzę do wędek... Tam Tomasz holował już rybę, złapałem za podbierak i wszedłem do wody. Pod brzegiem misiek dał trochę popalić, ale w końcu udało się go podebrać. Kiedy zobaczyłem co jest w podbieraku, nogi się pode mną ugięły. Karp był ogromny! Powiedziałem chłopakom że to jest 20 plus. Nie chcieli uwierzyć, dopóki nie podałem im podbieraka... Karp na macie! Ma grubo ponad 20 kilogramów! Nie mogliśmy w to uwierzyć. Zdecydowaliśmy się włożyć go do worka i przetrzymać do rana, żeby zrobić lepsze zdjęcia...
Rankiem obudził nas sygnalizator. Tym razem zagrała moją wędka, rybka miała 6 kilogramów.
Przyszedł czas na wyjęcie z worka naszego nocnego potwora. Wytarowaliśmy matę i ważymy bestie. Waga wskazuje niesamowite 25 kilogramów!!!
Ostatnie chwile z życiówką Tomasza.
Kolejna noc bez efektu, żadnego najmniejszego pik... Niedzielny poranek był słoneczny i ciepły. Każdy z nas czuł zbliżający się koniec zasiadki. Postanowiliśmy że o 14 kończymy wędkowanie.
Rewelacyjny weekend dobiegł końca, wspólny wypad na długo zostanie przez nas zapamiętany.
Wiemy już, że w sierpniu znów się tam zjawimy i będzie to nasz najdłuższy dotychczasowy wyjazd.
Wiemy już, że w sierpniu znów się tam zjawimy i będzie to nasz najdłuższy dotychczasowy wyjazd.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz