wtorek, 17 maja 2016

Powrót do przeszłości

       Nie będę ściśle wracał do poprzednich sezonów. W dużym skrócie napiszę Wam od czego się zaczęło i jak minęły ubiegłe lata mojej historii.
       Wędkuję odkąd pamiętam. Pierwsze wędzisko dostałem w wieku 5 lat od taty. To on zabierał mnie nad rzekę nieopodal naszego domu. Łowiłem wtedy metodą gruntową i spławikową. Później mój ojciec porzucił zapał do wędkarstwa i został przy swoim hobby jakim jest myślistwo. Sami wiemy, że czasami ciężko jest pogodzić ze sobą kilka zainteresowań lub to drugie bierze górę nad pierwszym i staje się tym jedynym...
      Jako nastolatek wraz z kuzynem i kolegą z sąsiedztwa jeździliśmy nad stawy w okolicy naszej miejscowości. Świetnie się bawiliśmy, łowiąc masę leszczy, karasi i małych karpików. Spędzaliśmy tam dosłownie całe wakacje, jeżdżąc rowerami tam i z powrotem.
     Tak mijały kolejne lata, a ja nadal wierny swojej gruntówce, spędzałem czas nam wodą. Aż pewnego dnia wracając do domu spotkałem kuzyna z wędką muchową w ręku. Sceptycznie nastawiony do nowej metody, wziąłem lekki i miękki kij w dłonie i zacząłem wymachiwać naśladując ruchy kuzyna. Po drugim rzucie nastąpiło branie i niewielki kleń przywitał się z nami. Tego dnia nastąpiła decyzja o kupnie nowego sprzętu i zmianie metody. Po krótkim czasie narodził się pomysł o zakupie narzędzi i materiału do kręcenia własnoręcznych much. Z ta techniką nie rozstawałem się przez parę dobrych lat.



       Zainteresowanie wędkarstwem w środowisku moich znajomych rosło. Ich natomiast ciągnęło     w stronę statycznej odległościówki i spokojnym oczekiwaniu na branie w wygodnym fotelu.
    Pewnego jesiennego popołudnia, spędzając czas na okolicznej żwirowni, na mojej wędce nastąpiło zdecydowane branie i po dłuższym holu na cienkiej żyłce udało się wyjąć z wody ładnego karpia.
Nie był imponujących  rozmiarów, ale byłem pod wrażeniem waleczności tej pięknej ryby.
Z całą pewnością miało to wpływ na to, co robię teraz...


   







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz