niedziela, 4 czerwca 2017

Extra carp

    Ubiegłego roku w okolicy mojego rodzinnego miasta otwarte zostało nowe łowisko karpiowe. Łowisko jest największym tego typu zbiornikiem, mierzy około 14 hektarów, a jego głębokość sięga do 14 metrów.
   Postanowiłem spędzić tam jedną noc i zarezerwowałem stanowisko numer jeden. Lubię łowić na spadkach od brzegu i tam też planowałem umieścić jeden z zestawów. Na łowisku zjawiłem się wczesnym popołudniem, była piękna słoneczna pogoda. Czynnością od której zacząłem to sondowanie. Pierwsze miejsce które zaznaczyłem, to łagodny spadek od brzegu w odległości około 80 metrów od stanowiska. Później musiałem się nieco natrudzić żeby znaleźć coś ciekawego w dziesięciometrowej głębinie. W końcu udało mi się napłynąć na wypłycenie. Był to blat o głębokości sześciu i pół metra, oddalonej o jakieś 150 metrów. Postawiłem tam marker i szukałem jeszcze jednej pozycji do położenia zestawu. Ostatnią miejscówkę wybrałem na głębszej wodzie. Znajdowała się na głębokości ośmiu metrów z delikatnymi spadkami do ponad dziesięciu.
    Przygotowałem stojak i uzbroiłem wędki: dwie w pojedyncze kulki o aromacie kryla i jedną w kulkę bananową. Podpiąłem do nich woreczki PVA z kruszonymi kulkami i pelletem. Nie nęciłem dużymi porcjami, na każdą z miejscówek dorzuciłem jeszcze garść pelletu i parę kulek.
   Wywiozłem wędki, rozłożyłem namiot i mogłem już tylko czekać na branie.



    Wieczór nie przyniósł żadnego brania pomimo, że ryby regularnie pokazywały się na wodzie, ciągle spławiając się. Zasnąłem pełen nadziei na nocny odjazd. Po północy obudził mnie sygnalizator. Wybiegłem i zobaczyłem delikatne branie na jednej z wędek. Podczas holu wiedziałem już z czym mam do czynienia, był to leszcz. Po całym zamieszaniu wywiozłem ponownie zestaw i wróciłem do łóżka.
    Do rana nic już nie wyrwało mnie ze snu. Wstałem, zaparzyłem kawę i zrobiłem śniadanie. O dziewiątej rozległ się alarm, branie było spod brzegu. Ryba była bardzo waleczna, ale wylądowała w podbieraku. Karp ważył siedem kilogramów i był miłą niespodzianką.


Po sesji zwróciłem rybie wolność i wywiozłem ponownie zestaw. 
Minęła niespełna godzina i kolejna rolada na tej samej wędce. Kolejny karp o kilogram lżejszy od poprzedniego. Naprawdę muszę przyznać że ryby są tutaj bardzo waleczne...


    Dałem sobie jeszcze jedną szanse i położyłem zestaw ponownie. Kiedy już zacząłem się pakować, zaliczyłem jeszcze jedno branie. Tym razem był to pięciokilogramowy bączek.


    Takim wynikiem zakończyłem wędkowanie. Wszystkie brania były na pojedynczą kulkę krylową z miejsca tuż obok drogi, którą poruszały się ciężarówki ze żwirem. Widać ryby przyzwyczaiły się już do hałasu i nie wpływa to na ich żerowanie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz