czwartek, 6 grudnia 2018

Lubelska misja - część 3

    Nasza piąta noc zasiadki przyniosła Tomaszowi drugą rybę, łupem padł mały karp pełnołuski z miejsca, gdzie dzielimy wspólny marker.


    Rankiem ja zaliczyłem branie, również z tej samej miejscówki, co poprzednio - karp maluszek z pękatym brzuchem.


    Około 8:00 Dawid doczekał się pierwszego odjazdu. Razem z Tomaszem popłynęli po jego pierwszą rybę. Chłopaki sprawnie poradzili sobie z holem i wrócili na brzeg z karpiem - miał około 6 kilogramów.


    Wytypowane przez nas miejsca były trafne, z wyjątkiem jednego. Prawa wędka Tomasza nie przyniosła żadnego efektu od przyjazdu, więc tego dnia zestaw zawędrował w nową miejscówkę. Dawid również postanowił przenieść jedną ze swoich wędek i zbliżyć się do tej, która dała mu rybę.
Pierwszy efekt dobrej zmiany nastąpił o 22:00 - mocne branie u Tomasza! Szybka reakcja i w mgnieniu oka byliśmy już na otwartej wodzie. Ryba okazała się niezwykle silna. Kilka razy przeciągała nas to w lewo, to w prawo. Ten hol był zdecydowanie najdłuższym tej zasiadki. W końcu karp dał za wygraną i udało się go podebrać. Piękna kilkunasto-kilogramowa sztuka trafiła w worku do wody.
    Godzinę po tej akcji moja lewa wędka dała mi siódme branie. Również i tę szansę udało się wykorzystać i następna ryba dołączyła do porannej sesji zdjęciowej. Kolejny karp zameldował się o 00.30 również z mojego lewego kija. Nocka rozkręcała się w zawrotnym tempie, średnio co godzinę odjazd! Jak się później okazało, już nie dołowiliśmy niczego tamtej nocy. Musieliśmy obejść się smakiem, tych zaledwie - lub aż! trzech pięknych dzikich karpi. Równo 11 i dwa mniejsze po 8 kilogramów.







    Tydzień naszej zasiadki bezlitośnie zbliżał się ku końcowi. Ostatni dzień pobytu, wykorzystaliśmy na zwiedzanie szlaków Poleskiego Parku Narodowego z naszymi mamami, które dojechały do nas na weekend. Nie obyło się również bez rejsu po jeziorze :)



    Wieczorem przewieźliśmy wszystkie wędki i zasypaliśmy miejscówki. Nocą jako pierwsza zagrała wędka Tomasza z jego nowego markera. Kilka godzin wcześniej podczas zmiany zestawu na włos założył jego specjalnie wyselekcjonowną kulkę o średnicy 40mm! Wielkości zbliżonej do piłeczki pingpongowej...




 Wypływając po rybę, wyobraźnia podpowiadała nam, że musi być to prawdziwy koń. Okazało się jednak, że był to niespełna 5 kilogramowy bączek. Niedługą chwilę później Tomasz notuje drugi odjazd z tej samej wędki. Nie był to tym razem maluch, tylko kawał silnego karpia. Powoził nas po wodzie, ale i tym razem udało się go umieścić w podbieraku. 
    Godzinę po triumfie Tomasza, moja lewa miejscówka dała mi piękne branie. Wykorzystaliśmy tę szansę i mieliśmy już trzecią rybę w worku. Nad ranem postawił nas na nogi kolejny odjazd (po raz dziewiąty z mojego lewego markera). To niesamowite, ale każde branie skończyło się rybą w siatce. Tym sposobem mieliśmy cztery ryby do sesji zdjęciowej! 
    O świcie odezwał się kij Tomasza z naszego wspólnego markera. Tamten hol zakończył się niefortunnie i ryba spięła się. Wracając do brzegu zauważyliśmy odjazd na jednej z moich wędek, a kiedy ta przestała, druga zaczęła sygnalizować to samo. Popłynęliśmy do obu lecz były to puste brania. Rankiem miałem jeszcze dwa odjazdy z miejsca zasypanego ziarnem, lecz niestety obydwa spięte...
    Tej nocy nie było dane nam pospać - do tego doszło pakowanie całego majdanu od samego rana. Nie byliśmy jednak tym faktem wielce zasmuceni, bo w workach przecież czekały nasze zdobycze, które bez wątpienia dodały nam sił!  
    Ryby, które złowił Tomasz, ważyły 11,4 i 4,6 kilograma. Mój wynik to 7,2 i 6 kilogramów. Oto te piękne karpie w całej okazałości:














    Decydując się na ten wyjazd braliśmy pod uwagę, że możemy niczego nie złowić, że nie poradzimy sobie w trudnych warunkach, że będzie presja na wodzie i konkretne miejsca zajęte. Mieliśmy przewidziane również inne interesujące, sąsiednie jeziora na wypadek zmiany planów. Przez tydzień udało nam się złowić 16 karpi, co uważamy jest wspaniałym wynikiem! Aż strach pomyśleć co mogłoby się wydarzyć, gdybyśmy zostali tam dłużej...
    Z pewnością wrócimy tam jeszcze - oby po więcej!!! :)