niedziela, 27 maja 2018

Wiosna 2018

     Tegoroczny urlop zaplanowałem na okres od 11 kwietnia aż do 4 maja. Miałem wielkie nadzieje, że słoneczna pogoda i wysokie temperatury, które były prognozowane przed moim przyjazdem do Polski, pozwolą spędzić wspaniałe chwile na zasiadkach.
     Rytualnie mój pobyt rozpoczął się od zrobienia kulek proteinowych, w dwóch seriach: słodkiej o zapachu scopex i śmierdzącej - typowo rybnej. Pierwszy wypad spędziłem wspólnie z Dawidem na moim ulubionym dzikim stawie w okolicy. Na tę zasiadkę udałem się z nastawieniem na znalezienie odpowiednich miejscówek do późniejszego wędkowania. Tak też się stało i zjechaliśmy z tej sesji bez brania... Woda w stawie mocno się zmieniła, a mianowicie z czystej klarownej jak do tej pory, zrobiła się mętna. Rośliny po zimie zgniły i opadły na dno. Z całą pewnością to miało wpływ na zmętnienie wody. Zaznaczyłem sobie dwa punkty na stawie i rozpocząłem ich nęcenie.
    Celem mojego drugiego wypadu padło małe łowisko w sąsiedniej okolicy. Tamtego roku uzyskałem tam dobre rezultaty. Dlatego też miałem nadzieję, że właśnie tam otworzy się worek z karpiami :) Wędkowanie rozpocząłem wieczorem i miałem zakończyć je popołudniu następnego dnia. Noc nie przyniosła mi brania. Rano postanowiłem pokombinować i zmienić taktykę. Po dosłownie 5 minutach od przewiezienia zestawu nastąpiło branie i tak właśnie udało mi się złowić pierwszego karpia sezonu 2018 :) Może nie była to bestia, ale cieszył niezmiernie.



Po ponownym wywiezieniu zestawu w kilka minut miałem kolejne branie z tego samego miejsca. Tym razem był to dorodny karaś :) Była to ostatnia ryba tej wyprawy i tym właśnie wynikiem zakończyłem tę krótką przygodę.

 
 
    Po kilkudniowym nęceniu miejsc na dzikim stawie, wspólnie z Kasią postanowiliśmy jechać tam na nockę. Po przyjeździe na miejsce wywieźliśmy zestawy w wybrane miejsca, rozłożyliśmy biwak i rozpaliliśmy naszego pierwszego, wspólnego grilla w tym roku :)
    Dochodziła 20:00 i zaczynało robić się już ciemno. Nagle odezwała się jedna z wędek... swinger energicznie podnosił się i opadał. Złapałem za kij i rozpocząłem hol. Kiedy ryba bez większych oporów znalazła się blisko brzegu, wówczas dała pokaz swojej siły!!! Po kilkukrotnych odjazdach wreszcie zdobycz wpadła do siatki podbieraka i okazało się że to amur :) Mój pierwszy tak duży okaz, który ważył 10.5 kilograma.



    Po szybkim wypuszczeniu ryby z powrotem, równie szybko wywiozłem zestaw w szczęśliwe miejsce. Tego wieczoru towarzyszył nam nowo poznany kolega Szczepan, który również jest zapalonym karpiarzem. Rozmów i dyskusji było co nie miara, a efektem tego było to, że dopiero około pierwszej w nocy położyliśmy się spać. O 5:00 nad ranem miałem kolejne branie, tym razem typowo karpiowe z mocnym odjazdem! Ryba niczym lokomotywa pędziła na środek stawu i tam po krótkim holu spięła się - trudno, tak czasem bywa... Pomimo spinki zasiadka bardzo udana. Jeszcze nigdy nie miałem dwóch brań w przeciągu jednej nocy na tym łowisku. Napawało to niewątpliwie optymizmem przed kolejnymi wyjazdami...