niedziela, 18 listopada 2018

Lubelska misja - część 2

    Nasza druga noc minęła bez pika. Aż nagle o 8:30 moja lewa wędka zaczęła bić na alarm! Wskoczyliśmy z Tomaszem na ponton i popłynęliśmy z pierwszym holem...




Po przedarciu się na otwartą wodę przez pas roślin dobiliśmy do miejsca, gdzie ryba zakopała się w rośliny. Na szczęście były to miękkie moczarki. Po jednym stanowczym napięciu strzałówki ryba wyskoczyła z zawady i mogliśmy podjąć walkę. Po krótkim holu karp wylądował w podbieraku! Miał zaledwie cztery kilogramy, lecz cieszył  nas niezmiernie. Łowisko otwarte! A przy tym cenne info czego się spodziewać od wody. Jedno było pewne - bez godnego operatora wioseł, nie byłoby tego zdjęcia ;)




    Ponownie wywożąc zestaw doszliśmy do wniosku, że trzeba uposażyć ponton w kulki do nęcenia, przypony do wymiany i ciężarki, żeby po braniu wrócić na brzeg z rybą, jak również postawioną na nowo wędką. Chcieliśmy tym uniknąć ponownego, męczącego przedzierania się przez rośliny.




    Po południu doczekałem się drugiego brania z tej samej wędki. Wspólnie z Tomaszem stoczyliśmy kolejną walkę w ciężkich warunkach i szczęśliwie udało się podebrać karpia. Odpięliśmy go w podbieraku, zasypaliśmy miejscówkę i położyliśmy zestaw. Trzymając podbierak nogą i wędkę w pionie, dobiliśmy do brzegu.


                                                         


Zdobycz była nieco większa od poprzedniej, ważyła 5.5 kilograma :)



 
    Wieczorem przewieźliśmy wszystkie zestawy i wyczekiwaliśmy kolejnych brań. Pierwsza nocna rolka z kołowrotka obudziła nas dokładnie o 2:00 - również z tej samej miejscówki. Ryba tym razem odbiła w naszą stronę i stała tuż za pasem lilii. Po kilku mocnych odjazdach udało się podebrać miśka. W podbieraku karp prezentował się zacnie ;) Po uwolnieniu ryby z haczyka zestaw zawędrował ponownie w trafionym miejscu, a my popłynęliśmy do brzegu. Tam zdecydowaliśmy się włożyć kilkunasto kilogramowy okaz do worka i przetrzymać go do rana. Po kilku godzinach następny odjazd postawił nas na równe nogi. Również i ten hol zakończył się pięknym karpiem w podbieraku. Był mniejszy od poprzednika, ale równie waleczny i pięknie ubarwiony. Dołączył on do swojego większego kolegi, by tam czekać na ważenie i poranną sesję zdjęciową.
    Śniadaniową porą dojechał do nas Dawid z dziewczyną Sylwią. W ich towarzystwie zajęliśmy się złowionymi rybami z nocy. W workach znaleźliśmy bardzo dużo wydalonych resztek karpiowej kolacji. Były to grubsze frakcje z kulek proteinowych, cząstki kukurydzy i orzechów tygrysich. Wniosek był taki, że miejscówka nęcona ziarnem też była przez nie odwiedzona...
    Zważone dzikusy liczyły sobie 13.8 i 7.8 kilograma - cóż za noc!






     Resztę tego dnia spędziliśmy na dalszej rozbudowie biwaku i szukaniu karpiowych miejscówek dla wędek Dawida. Wieczorem kiedy wszystko było gotowe, wspólnie zabraliśmy się za danie, które przygotowaliśmy w żeliwnym kociołku, przywiezionym przez nowych członków ekipy.






    Po sytej kolacji czas umilała nam gra w karty do czasu, gdy równo o 23:00 zza namiotu dobiegł dźwięk sygnalizatora. Było to piąte branie z rzędu na mojej lewej wędce. Wskoczyliśmy na ponton i popłynęliśmy po rybę. Walkę udało się wygrać i wróciliśmy z ładnym karpiem w siatce. Włożyliśmy go do worka i tam czekał do rana. Tamtej nocy było to jedyne branie. Rano zważyliśmy rybę - waga tym razem wskazała 9 kilogramów !




    Tego dnia w końcu Tomasz zaliczył swoje pierwsze, długo wyczekiwane branie! Tuż po 15:00 jego lewy zestaw odjechał. Tym razem to ja złapałem za wiosła i popłynęliśmy stoczyć pojedynek z mieszkańcem tej wody. Po krótkim holu wróciliśmy z karpiem na brzeg. Ważył dokładnie 5.6 kilograma.





     Był to dokładnie półmetek naszego pobytu nad tym przepięknym jeziorem. Co przyniosły kolejne trzy dni?  cdn...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz